niedziela, 17 maja 2015

Rozdział I

               Bal zaczynał się coraz bardziej rozkręcać. Wszyscy tańczyli i bawili się. Muzyka rozbrzmiewała w najlepsze. Przy ogromnym stole siedział król i jego najstarsza córka. Nie była jeszcze zamężna, choć jej cztery młodsze siostry były już zaręczone. Dziewczyna patrzyła poważnie w okno. Jej ojciec doskonale znał ten wzrok. Niby bezuczuciowy, a jednak. Słońce mocno grzało na dworze. Było cicho i spokojnie. W sam raz na jazdę konną, lecz ona musiała siedzieć w sali balowej i się nudzić. Czasami bawiła się na takich balach, ale tym razem nie miała ochoty.
                Niespodziewanie do sali wszedł nowy przybysz. Był to król sąsiedniego królestwa, mądry i sprawiedliwy władca, lecz miał jedynie dwadzieścia pieć lata. Nie znali się dobrze z królem, lecz jej ojciec postanowił go zaprosić.
                Gdy tylko ukazał się we wrotach, król wyszedł mu naprzeciw. Muzyka ani na chwilę nie zamilkła, a ona nie zwróciła nań najmniejszej uwagi. Dopiero po pewnym czasie spojrzała w ich stronę. Stali przy ścianie. Rozmawiali energicznie. W końcu jej ojciec zaprosił go do stołu. Gdy podchodzili wzrok przybyłego króla spotkał się z jej oczyma, lecz oboje nie ukazali żadnych emocji. Gdy usiedli, Rebeka wszystko podsłuchiwała, bez problemu. Tak, bardzo to lubiła, ponieważ dzięki temu mogła dowiedzieć się rzeczy, o których normalnie nie zostałaby poinformowana.
                - Ile masz żon? - zapytał jej ojciec.
                - Żadnej.
                - A ile planujesz ich mieć?
                - Jedną, którą będę traktować z należytym szacunkiem.
                - Zaczynasz już szukać jakiejś?
                - Tak, staram się, lecz jakoś mi to nie wychodzi - zaśmiał się.
                - Ależ to oczywiste. Nie możesz ożenić się z byle jaką dziewką.
                - Tak, masz rację, królu.
                - Mam dla ciebie propozycję. Co powiesz na ślub z moją najstarszą córką? Tylko ona jeszcze nie ma narzeczonego.
                Rebeka w tym czasie piła wodę, a gdy usłyszała propozycję ojca, wszystko wypluła przed siebie. Oboje na nią spojrzeli, a ona patrzyła na ojca z niedowierzaniem.
                - To są żarty? - spytała lekko się wykrzywiając.
                - Przeprasza cię, królu, za zachowanie mojej córki. Ma osiemnaście lat, więc jeszcze pewnych rzeczy nie rozumie.
                Rebeka zdenerwowała się. Zacisnęła pięści i jedną uderzyła o stół, aż zahuczało. Spojrzeli na nią. Włosy zakrywały jej oczy, głowa była lekko pochylona w dół.
                - Nie jestem taka głupia, jak ci się zdaje. Akurat wszystko rozumiem i nie zgadzam się.
                Następnie wstała cicho i śmiałym krokiem wyszła z sali.
                - Zgoda - odpowiedział Alan, gdy tylko drzwi zamknęły się po księżniczce.
                - Jesteś pewny? Po tym, co ujrzałeś? Będę musiał jej wymierzyć porządną karę.
                - Ależ nic się nie dzieje, naprawdę. Sam byłem taki jak ona. Jest młoda, chce się jeszcze wyszaleć, nacieszyć wolnością. W tym wieku jest się buntowniczym, chce się samemu sterować swoim życiem, rozumiem to. To nie będzie dla niej proste zmienić z dnia na dzień otoczenie. Z chęcią wezmę ją za żonę.
                - Cieszę się, że jesteś dla niej wyrozumiały. To naprawdę godna króla cecha.
                - Dziękuję.

                Tego dnia Rebeka na balu już się nie pojawiła. Jej siostry dopiero po godzinie zorientowały się, że jej nie ma. Wszystkie podeszły do stołu, do ojca, przy którym wciąż siedział młody król. Dziewczęta ukłoniły się przed przybyszem i jedna z nich rzekła do ojca:
                - Ojcze, gdzie jest Rebeka? Już od dłuższego czasu jej nie widziałyśmy. 
                - Wasza siostra musiała wyjść coś przemyśleć, odetchnąć świeżym powietrzem. 
                - Dlaczego, co się stało? Nie łatwo wyprowadzić ją z równowagi - mówiła druga.
                - Rebeka nie może zrozumieć, że musi w końcu dorosnąć. 
                - Chodzi o ślub? - zapytała najmłodsza.
                - Tak - odparł krótko król. - A teraz idźcie. 

***

                Rebeka siedziała na dużym kamieniu przy głębokim jeziorze. Siedziała i rzucała kamienie do wody. Niespodziewanie przysiadła się do niej dziewczyna ubrana w ciemną sukienkę, bosa, z chustą na głowie. Włosy miała związane w grubego kłosa. 
                - Co cię tak zdołowało?
                - Królewskie obowiązki - powiedziała zażenowana. 
                - Hm... Teraz to coś poważnego?
                - I to bardzo. 
                - Chcesz o tym mówić?
                - Małżeństwo. 
                - Co? Z kim? - zdziwiła się.
                - Nawet nie wiem jak ma na imię, nigdy go nie widziałam. Wiem jedynie, że jest z jakiegoś sąsiedniego królestwa.
                - Nie trzeba było uciekać z lekcji geografii - zaśmiała się, a księżniczka odwzajemniła uśmiech. - Ładny chociaż?
                - Nie dobijaj mnie - zaśmiała się lekko. 
                - Dobra, ale musisz mi pomóc. Chłopaki wrzucili mi do jeziora broszkę. Wiesz, tą którą mi dałaś. Ja nie umiem pływać. 
                - Nie ma sprawy. Chętnie się wykąpię. Muszę się uspokoić - zaśmiała się i zaczęła ściągać buty.
                Już po niedługim czasie dziewczyna śmiało wskoczyła do jeziora. Nie było jej widać przez długi czas. Ani razu nie wypłynęła na powierzchnię. Anka wstała z obawy, nie wiedziała, co się dzieje. Jeszcze przez chwilę tak stała, gdy gwałtownie z wody wynurzyła się Rebeka. W ręce trzymała złotą broszkę wysadzaną drogimi kamieniami. Anka zaczęła skakać i klaskać ze szczęścia. Najpierw pomogła przyjaciółce wstać, a następnie przypięła sobie ozdobę na lewej piersi.
               
                Słońce zachodziło. Roześmiane do płaczu dziewczyny wiedziały, że muszą już iść. Szły chwiejnym krokiem, wciąż się śmiejąc. Wyglądały jak pijane. Głośno się śmiały i od czasu do czasu jedna łapała drugą. Wyszły zza gęstych drzew, Rebeka lekko się uspokoiła na widok wsiadającego „przyszłego męża”. Anka od razu zrozumiała, o co chodzi, lecz zachowywała się normalnie. Mężczyzna wiedział, że dziewczyny tam są, lecz nie zwracał na nie uwagi. Rebeka z wielką chęcią poszłaby dalej, do domu, do zamku, lecz w tym momencie musiała podtrzymać Ankę, która ze śmiechu nie mogła ustać na nogach. Z jej ubrania i włosów kapało mnóstwo wody, ponieważ zanim poszły, Anka wrzuciła ją do jeziora. Księżniczka śmiała się razem z nią, lecz nie aż tak. Gdy obydwie już stały, król właśnie odjeżdżał na swoim koniu. Rebeka powiedziała w jego stronę:
                - Arrivederci!
                Nie było to zbyt głośno. Żaden ze strażników tego nie usłyszał. Obie dziewczyny wybuchły głośnym śmiechem i odwróciły się w stronę zamku. Nie przeszły daleko, gdy Rebeka usłyszała jak jakiś strażnik ją woła zza pleców. Głęboko odetchnęła i z niechęcią odwróciła się. W tym momencie skamieniała. Tuż przed nią stał młody król, zbyt blisko. Nawet jej nie odtykał, lecz gdy tylko całe jej ciało się odwróciło, przybliżył do jej twarzy swoje wargi. Pocałował ją śmiało i namiętnie. Przeszedł ją dreszcz na całym ciele. Wiedziała, że woda z włosów kapie na jego twarz. Gdy oderwał usta, wciąż stała jak skamieniała. Oczy miała szeroko otworzone, a usta jeszcze się nie zamknęły.
                - Żegnaj - uśmiechnął się szepcząc jej pożegnanie i odszedł spokojnym krokiem.
                Dziewczyna cicho patrzyła jak odjeżdża. Anka od razu spoważniała i podeszła do niej sprawdzić, czy nic jej nie jest. Po pewnym czasie ocknęła się i była oburzona.
                - Debil! - krzyknęła wygrażając pięścią, lecz króla już nie było.

                Natychmiast wróciła do zamku, zaczęła krzyczeć na cały pokój, że jest idiotą, głupkiem, a Anka próbowała ją jakoś uspokoić, lecz nic z tego nie wyszło.



Przejdź do:

-Rozdział poprzedni:
Zapowiedź

-Rozdział następny:
Rozdział II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz